Jan Andrzej Morsztyn (1621-1693), Wybór utworów

 » Do panny (Obróć łaskawe, panno, ku mnie oczy)
 » Do swoich książek (Dokąd się, moja lutni, napierasz skwapliwie?)
 » Niestatek (Prędzej kto wiatr w wór zamknie, prędzej i promieni)
 » O swej pannie (Biały jest polerowny alabastr z Karrary)
 » Cuda miłości (Karmię frasunkiem miłość i myśleniem)
 » Do trupa (Leżysz zabity i jam też zabity)
 » Na krzyżyk na piersiach jednej panny (O święta mego przyczyno zbawienia!)
 » Pszczoła w bursztynie (Widomie skryta w przeczystym bursztynie)

Do swoich książek

Dokąd się, moja lutni, napierasz skwapliwie?
Chcesz na świat i drukarskiej chciałabyś oliwie
Podać w nielutościwe swoje plotki prasy,
Wzgardziwszy słodkie mego kabinetu wczasy?
Ach, nie wiesz, czego-ć się chce! Różne w ludziach smaki,
I ciebie potka wilkum pewnie niejednaki.
Nie trzeba dymem śmierdzieć, kto się chce do dworu
Udać, jeszcześ ty godna kuchennego szoru:
Jeden, co lepiej pisze, znajdzie w tobie siła,
Co by cierpliwsza głowa jeszcze przekreśliła;
Drugi z zazdrości, która średnie mózgi żywi,
W oczy pochwali, ale z tyłu gębę skrzywi;
Inszy, choć z hipokreńskiej nie pił nigdy bani.
Żeby się coś zdał, czego nie umie, pogani.
Tak, coś ją w ciszy miała, utracisz powagę
I pójdziesz za sukienkę korzeniu na wagę
Albo cię, ważąc konfekt, podścielę na szali
Aptekarz i Szot tobą tabakę podpali,
Albo kiedy krystera czyści brzuch zawarty,
Coraz, co krok do stolca, jednej zbędziesz karty.
Ale ty przecie prosisz łaskawej odprawy,
Tak ci się moje przykrzą kreski i poprawy,
I co go doznać możesz, nie poważasz sromu;
Idź tedy – ale lepiej było siedzieć w domu.

Lutnia. Księga pierwsza.