Marzena

***

Ta noc miała zmienić nurt płynących słów,
spadających myśli
Na raz, dwa, trzy
zaklęłam wszystko
Ciebie,
siebie
Nastał poranek.
zapach kawy wsunął się pod pościel
Zapomniałam o nocy,
o nurcie inaczej płynącym
Przyszedłeś
ubrany w przejrzystą biel mgły
Ty
Zakradłeś się do myśli,
wymazałeś senne postacie,
pobrudziłeś nowy panujący ład
Bałaganiarzu


***

Prosto, przed siebie, równym krokiem
Szła
Stąpała chudymi stopami
po zimnym betonie wytartych marzeń,
słów niedopowiedzianych
Zajrzała do kąta każdego pokoju myśli
Każdy z nich to otchłań,
Pustka jej siostrą, smutek - brat
Samotność szła


***

Szarpnięcie struny przypomina mi
ciebie szalejącego w zimnej goryczy.
Płonący ogień to twoje raniące mnie słowa,
burza - gesty.
W swojej komnacie zamknięta,
łkająca bez przyczyny,
stąpająca cicho po betonie goryczy
zapomniałam już jak pachniesz.
Moje powieki zamykają się same
na widok ciebie w wyobraźni.
Mało to oczy widziały?
Brakuje mi twych ramion -
- Tato

Dobrze, że umiem żyć po cichu...


***

Z zimnego, rwącego, niedostępnego potoku
Zmieniłeś mnie w promień słońca
Pragnący bliska i ciepła
Jak bury kot lgnę do twych ramion,
Marzę o dotyku dłoni,
Oddechu ust twoich.
Pragnę cię zatrzymać na dłużej,
na chwilę,
żyć jeszcze przez moment.
Ile to słów niedopowiedzianych?
Ile gestów niedopełnionych?
Chciałam, a nie mogłam
Jak ćma...
Jak mucha... uciekałam
A teraz?
Żal i tęsknot bukiet,
Iskra namiętności rozpala zmysły
i serce.
Im większy promień spala mnie od wewnątrz,
Tym głośniej krzyczę w milczeniu.
Pomyliłam się,
nie chciałam,
Żałuję,
Tęsknię
nie chcę mówić na głos,
Że
Kocham
Cię
Usłyszałeś?
Nie?
Dobrze, to tylko milczenie...


***

Zraniłam się sama
przez wodospad nie upadłych na kamień słów,
Okaleczyłam swe ręce gestami ostrymi
jak tępa zapałka.
Zniszczyłam siebie,
Ciebie
Dlaczego mówisz, że nie chcesz?
Okradłam Cię z tęsknot?
Nie chciałam,
Żałuję,
Przepraszam...


***

Jak młoda owca błądziłam
Ja...
Delikatna, bez przeżyć, tęsknot, wspomnień,
Dziecko...
Nieświadomie (a może pod)
Szukałam miłości
Jak rycerz w zbroi srebrnej
Zjawiłeś się przy mnie
Ty...
Silny, mądry, w mych oczach
Dojrzały...
Czekałam na każde spojrzenie
Gest, blask słów
Czekałam...
Miałeś być mym nauczycielem
Miałeś...
Wszystko poukładane w otchłani sumienia
Pomyłka
To ja...
Dziecko...
Powinnam uczyć...


***

...z Tobą pod powieką...
Usypiam z Tobą pod powieką
marząc o nowym, lepszym dniu,
o kropli czułości, iskrze namiętności,
o uczuciu pochłaniającym mnie,
Kochany

Budzę się tylko po to,
by znów oddać się rozkosznym myślom,
by zasmakować Twych ust,
zatracam się bez reszty w ramionach Twoich silnych,
Kochany

Potok łez spływa, bo Cię nie ma,
uśmiecham się, bo wiem, że będziesz,
że uchronisz mnie przed światem całym.

I niech tak zostanie,
Kochany


Kobieta

Byłam kwiatem na pustyni
z kolcami chroniącymi przed
muśnięciami słońca

Byłam pyłkiem uciekającym
przed podmuchami namiętności
pędzącego wiatru

A teraz?

Dotyk twój czuję na udzie
usta me nabrzmiałe pocałunkami
Zamiast kolców - kaszmir na ciele
Zamiast uciekać - tulę się do twych ramion
zamknięta przed całym światem
nocą...
...Kobieta...