Edward Dembowski*, O dramacie w dzisiejszym piśmiennictwie polskim (fr.)*

Naprzód, Myśli Narodowa!

K.*

Skoro pień żywota narodowego zaczyna murszyć, a w każdym tętnie czasu wybija konwulsyjnym drgnieniem wewnętrzny starej społeczności rozstrój, to snadź nasuwają się chmury na niebie dziejów, a w nich gromy kipią ogniste. Czas taki jest czasem wejścia w krew i żywot ludów nowej organicznej myśli, jest wybiciem jednej z godzin na zegarze uspołecznienia narodów. Krwią przyszłości jest bólem narodów wyrobiona przeszłość, więc jakiż to odmęt, jakie starcia, walki i burze, gdy w życie nowe żywioły wchodzą. Wtenczas to, na przegony*, każden z ducha ludzkiego konarów zestrzela swą siłę w jedno ognisko i rozpryska się, aby pchnąć w sobie myśl czasu dalej, aby żywioł, co mu leje wrzące życie w serce, rozwinąć i wzbić do pełni jego twórczości. Dlatego powszechny odmęt w podobnych epokach wykwita w młodzieńcze młodego uspołecznienia rysy, dlatego na zwaliskach przeszłości wschodzi promienna przyszłość. W podobnych żywota narodu chwilach, oprócz zawsze właściwego sobie, ma poezja olbrzymie posłannictwo – przewodniczenia postępowi uspołecznienia; a pod wyrazem "uspołecznienie" obejmujemy cały organizm życia narodowego, czy on się w wyrazistej układu społecznego formie, czy w postaci życia umysłowego lub artystycznego i przemysłowego jawi. Poezja wchodząca w organizm uspołecznienia, mająca w nim swe miejsce i zadanie wielkie, ważne, występuje z właściwego sobie zakresu, jako światło w odmęcie burzy stworzenia wybłyśnie ponad zmącone żywioły, wskaże tor rozwoju każdemu z żywota konarów i sama w nieskończenną wszechnicę wieczności tym torem pędzi. Myśl wieku w poecie naprzód młodzieńczym wykwita rumieńcem, a po licu poznasz, co w sercu kipi. Myśl ta nie w pełni jeszcze, nieprzetrawiona, niewyrobiona, bo też pracą wieków dojdzie ona dopiero do pełni swej, a z hasłem: "Naprzód!" ku tej pracy rzuca wiek swój poezja. Jakże czyn bez uniesień, bez zapału pojmiesz? Jakże ze zlodowaciałym sercem w łonie tysiąców wzbudzisz ogień czynu? A poezja to zapał i uniesienie najwyższe, sparte na myśli tak, jako dziewica na ulubieńcu swoim.

Dziś chwila wyrabiająca się olbrzymiej uspołecznienia postaci. Nowy żywioł, myśl młodzieńcza, pryskają twórczym ogniem z lica każdego faktu dziejowego, każdego westchnienia narodu. Czas więc, by w pełni posłannictwa swego wystąpiła poezja. Czas, by trąba archanioła wielką wygrzmiała zmartwychpowstania godzinę. Oto wieki średnie prysnęły, w ich miejsce nowe wstępuje od pół wieku życie, oto nasz naród w bycie letargicznym myśl swą kształci, czas więc wieszczym duchem piorun odrodzenia cisnąć. Bo pieśń to czyn, czyn pierwotny, rozwierający podwoje postępowego toru.

Czy dzisiejsza poezja nasza jest taką, jakiej żądamy, czy budzące się od lat kilkunastu umysłowe życie narodowe jest już myślowym, wyrobionym, czy w jednym konarze tylko, w poezji samodzielnie się jawiąc jest tym, czym być powinno, by z duchem czasu na ciągłej pozostawać równi? Nie. To są pytania czasowe i żywotne piśmienności naszej, bo na nie jeden tylko sumienia głos może być smutną odpowiedzią. Lecz jak to życie umysłowe wzbić do wyżyny, na której czujemy, wiemy potrzebę, aby już było? Jak do radykalnego wyrobienia myśli dojść, aby ją w uspołecznienie przelać? Bo nie czas już samymi grzmieć słowy, ale w słowie ma tkwić wyrobione pojęcie, ale wyraz myślą wiekową ma być ciężarny. Czas więc na dobie przestać chromieć na wyrazy i półśrodki, czas tknąć wszystkiego twórczą, organiczną żywota siłą, a poezja, co w takich, jak dzisiejsze, chwilach ma być twórczym przyszłości wieszczeniem, niech będzie chorągwią zapału, pod która staniem, walcząc w wyrobieniu wiedzy i pojęć społecznych, walcząc w zrzeczywiszczeniu uspołecznienia, w myślach i sercach naszych pojętego, wykochanego, uspołecznienia ciążącego w myśli i duchu czasu.

Poezja jako hasło postępu nie ma być przeczuciem albo majaczeniem ognika za mglistą jakąś postacią. Pojmowanie poezji jako przeczucia odnosi ją do czucia i wyklucza z niej wszelką możność bycia postępu uspołecznienia dźwignią. Jeśli tylko czuję, to nie mam myślowej podsady, mogę mieć zapał, ale niewyrobiony, kierunku, jaki wziąć mam, nie odgadnę. Postęp na drodze uczucia jest mrzonką, bo wykluczając oznaczoność, przerobienie ze siebie, chwycić może tylko marę – zamiast co miało ono uczucie dojść do jasno zrozumianej, wybitnie odkreślonej postaci. Przeczuwając, nie mam pojęcia czystego tego, czego sam chcę, toż samo czując. Czucie rękojmią dobrej chęci, ale nie dobrego czynu. Toteż ci ludzie uczucia, te dążenia uczucia-słabe i wiotkie to trzciny! Innemu konarowi ducha przynależy uczucie. I tak, gdy duch siebie poza sobą widzi, gdy w rozstrój wchodzi ze sobą, to snadź uczucie nim władnie, a stan taki z myślą sprzecznym jest, bo myśl – wiedząc – wewnętrznego nie cierpi rozstroju. Poezja jako hasło postępu winna mieć wiedzę jasną dążeń, w które tor postępu w danej chwili przedzierzga się. O ile taką nie była poezja dotychczasowa, o tyle nie zbliżyła się do spełnienia posłannictwa swego w społeczności. Powszechnie wiedzenie uważane jest za będące poza sferą poezji, w wieszczeniu nie uznają ludzie myśli rozumowo wyrobionej; mniej słusznym jest jednak wedle sądzenia naszego podobny wniosek o stosunku poezji z filozofią. Doprowadziło doń zapatrywanie się na dotychczasowy rozwój poezji, z jej pojawów osądzono jej istotę niewłaściwie, bo poezja nie doszła do pełni swej, więc nie jawiła całej swej istoty rozwiniętej, lecz rozwijając się dopiero postacią cząstkową, niecałkowitą wykwitała nad światem. Wszakże rozwój istoty umnictwa (czyli sztuk pięknych) zupełnie odpowiedni jest rozwojowi jego dziejowemu. Jak w istocie duch jawi się w budownictwie, rzeźbiarstwie, malarstwie, muzyce i dopiero w poezji na wyżyny pierwszych się wzbija*, tak w dziejach umnictwa sztuki do pełni swej przychodziły tymże porządkiem. Już wzniesiono posąg grecki najpełniejszej piękności, gdy pierwszy rys pędzla zakreślił postać uroczą w całej zarodowej wielkości dziewicy uczczonej, którą miał za lat wiele Rafael w pełni odpostaciować. Istniało malarstwo i dźwięk gęśli posłyszałeś, i pierwszy głos do ludu, choć jeszcze posągu nie wyrzeźbiono plastycznie pełnego. I dziś rzeźbią, choć nawet malarstwa minęła epoka. Lecz któremu z rozczłoni* umnictwa czas wybłysnąć w pełni, to w całym uroku, w całej wielkości wykwita, a te, które nastać po nim mają, błyskają płomiennymi zorzami dopiero, a te, które przeminęły, bieleją jako gwiazdy srebrzyste w brzasku letniego poranka. Jakość więc poezji dotychczasowej o tyle miarą przyszłej, o ile zaród pełni miarą, o ile żołądź – pnia i konarów rozrosłego dębu. A i z przeszłości poezji jej przyszłość wyższą jest nad pojmowaną zwykle!

Poezja, mając posłannictwo wieszczenia, opartą być musi na wiedzeniu. Stąd słusznie wyrzec, że wieszcz musi być filozoficznie wykształconym, musi mieć nawet twórcze, rozwijające stanowisko wiedzy, pomysły. I odwrotnie, filozof tyle przy trzeźwym i pozornie zimnym budzeniu prawdy uniesiony ma być, tyle zapału do olbrzymiości swego powołania czuć, że aż myśl jego w poezji uroku ma się wylać i przekonywając zachwycić i porwać za sobą cały ogrom społeczności.

Poezja ma być wiedzeniem przyszłości i miłością jej najwyższą, a jako taka ma być jej wieszczeniem. To posłannictwo poezji określa całą jej istotę. Jako miłość i wiedza, poezja jest wybłyśnięciem i dziedziną twórczości ducha ludzkiego. Choć przyszłości nie stwarza, stwarza postęp. Choć jej prawo nie jest prawem żywota narodu, ona nadaje mu zrzeczywiszczoną postać, na łonie teraźniejszości rozwijając przyszłość. Wieszczenie nie jest prostym przeczuciem, bo nie miałoby celu istnienie poezji tam, gdzie by myśl do pojęcia przyszłości już doszła, bo zresztą przeczuwanie inną dziedzinę, dziś niepotrzebną i schorzałą, zajmuje. Nie jest czystym wiedzeniem, bo nie byłaby różną od filozofii, ale wiedzenia jest postacią, wiedzeniem wieszczym, nie tyle co wiedzenie filozoficzne pełnym, lecz bardziej miłującym, bardziej uniesionym.

Ogólne odkreślenie poezji stosując do dramatu, a w szczególności do polskiego dzisiejszego, żądamy, aby był głównie i przede wszystkim obrazem walki zdań i Stronnictw. Walka taka wyświeca przyszłość, bo zadaniem tej jest wyłonić, zrzeczywiścić myśl, którą obecna doba dźwiga w sobie, a w walce stronnictw zasada postępu występuje jako hasło przyszłości; wyrabia się zarazem ukazując się w pełni swej, bo ze wszystkich stron, będąc na pociski wystawioną. Postęp uspołecznienia przyszły wiednym być musi dramatycznemu piewcy, aby zasadę żywotną mógł położyć w tkance poematu jako ognisko, ku któremu wszystkie momenta odnosi, jako punkt wyjścia i dojścia. Aby wystawiając żywot narodu wiedział, co to jest ten żywot, bo inaczej jakżeby go mógł wystawić? Wpośród walki stronnictw, pośród żywego rozsnuwania postępu społecznego przed oczyma naszymi, ma grać namiętność w każdym tętnie żywota dramatu. Bo przy walce zasad i stronnictw wyrabiając i wyprzyczyniając postęp, w martwy wykład albo w oderwaniach tylko bujający zapał zmienilibyśmy dramat, miłością, jaką tchniemy ku wyrabiającej się idei społecznej, nie przejmując każdą z osób działających. Połączenie gry namiętności z wyrabiającą się społeczną myślą pośród odmętu zasad stanowi kojarzenie wiedzy z miłością w poecie, zlewa spojrzenie historiozoficzne, przede wszystkim w poecie konieczne, z natchnieniem zapału i uniesienia, jakie odróżnia poemat od wykładu filozoficznego, jakie w poezji żywotem czyni to, co w filozofii jest myślą, jakie szczebel przejścia myśli w czyn i twórczość stanowi, bo pomnijmy, że czyn społeczny musi się z zapału, twórczość społeczna z zapału i myśli wysnuwać.

W grze namiętności, walce zasad i stronnictw jawi się czyn i charakter, ta sprężyna czynu; około wątku jakiego skupiać się musi pasmo tworu, skąd konieczność czynu jako jądra dramatu. A czyn przypuszcza byt w poemacie punktu wyjścia, kolizji, pewnego stanu, z którego wysnuwa się rzecz, przy walce zasad i grze namiętności przypuszcza koniecznie odkreślenie charakterów działaczy, a to dlatego, aby nie abstrakcyjna, więc ogólna i bezżywotna, ale żywa, jakby odlana z istoty samej była istota. Czyn przypuszcza rozwój i rozsnucie rzeczy. Odkreślenie charakterów przypuszcza wystawienie ich w różnych życia kolejach, stąd zajścia i bieg rzeczy. Dramat w tych ogólnych warunkach pojęty, wykonany z gwałtownością i uniesieniem, zapałem tylko wrzącą postępowej sprawy miłością, czynami więcej niż mową określony, a życiem bijący i zapałem w każdym wyrazie, jest szczytem poezji, jest dziedziną rozwinięcia i rozbłyśnięcia najwyższej twórczości, przewieszczeniem zupełnym przyszłości, wiedzeniem jasnym dążeń postępowych, miłowaniem ich całą duszą i posunięciem nawet myśli postępowej. [...]*

D. M.* jest pierwszym dramatycznym wieszczem polskim, który pojął, jak dramat chwytać powinien tętno czasu i w pełnię życia wysnuwać to, co drzymie w łonie wieku. On pierwszy chwycił się toru wystawienia kwestii czasowych w dramacie.

Słowacki i autor Irydiona i Nie-Boskiej komedii poszli dalej torem tym. Gdy ruch umysłowy w Galicji i Krakowie ustał*, jęło się życie literackie tułactwa w pełni rozwijać. Tam już Mickiewicz, Słowacki byli zagrzmieli silnej poezji głosem, a wstająca z odmętu pełnia pojęć ludowych, coraz bardziej wyrobiona, coraz rosiejsza i potężniejsza, zawisła zwycięsko. Mickiewicz, dotąd dramatycznej poezji zupełnie nieprzyjazny, w formę fantastyczno-dialogowaną wtłoczył scenowanie politycznych wypadków, a za tak spostaciowanymi nowymi częściami Dziadów podążyło wielu; tak np. Słowacki w Kordianie, po części nawet autor Dziesięciu obrazów*, które są dialogowanym obrazem emisariuszowskiej wyprawy i w duchu Dziadów poczęte, chociaż z nich fantastyczność zupełnie wykluczona, mają z nimi wiele jednorodności. Liryzm właściwy potężnemu geniuszowi Mickiewicza odbija się w Dziadach (mówimy o wydanych w emigracji), w innej jednak barwie, niźli się w Gustawie postaciował. Tam czysto uczuciowy, wewnętrzny indywidualnej miłości świat ze swymi marzeniami, żarami i uniesieniami, tu obraz mniej więcej w barwie fantazji, obraz wypadku albo myśli politycznej. Czynu jednak nie widzimy, choć widzimy obrazy. W odkreśleniu charakterów głęboki rys mistrza ręką zakreślony, ale nie rys to dramatyczny; tak gdy bal u senatora przedstawia wieszcz, jedną zwrotką pieśni, rzuconą w różnych grupach, zeszkicował zupełnie charakterystykę ich. Wypadek polityczny, myśl polityczna nie jest koniecznie czasową. Żądamy, aby dramat był wyłącznie politycznym, ale nie takim jak Dziady, jak Kordian, jak Dziesięć obrazów, bo myśl tam tkwiąca nie jest w walce zasad pochwycona, ale uwidacznia tylko fakta polityczne zaszłe. W Kordianie, gdy Słowacki spiskowych wystawia, i tam starcie zdań występuje, choć w bladym odcieniu, zaraz się poemat ożywia i wzbija do takiego, jakim dziś każden dramat być powinien. Słowacki na każdym polu literatury rozwijał swój potężny talent. Dlatego dramat czysto polityczny, Mickiewiczowski, jest tylko jednym momentem jego poezji; widzimy w niej balladę, sonet, modlitwę, ukraińską dumkę i fantastycznego Anhellego, Dantyszka* i przedchrześcijańskich czasów i mitów córę Balladynę, politycznego Kordiana, Beniowskiego i odbijającego dzieje Mazepą. Wszechstronny talent, wszystkich wielkich wieszczów i wszystkich kierunków poezji polskiej jest odblaskiem Słowacki. Pierwsze tomy jego poezji z 33 roku są istnie naśladownictwem Mickiewicza, a Dantyszek pojęty w duchu autora Nie-Boskiej komedii. Najwybitniej charakterystyczne działanie dramatyczne Słowackiego, którego w ogólności odkreślić inaczej nie można, jak samodzielne i pełne talentu zespolenie wszystkich kierunków i talentów w piśmiennictwie naszym, jest w Mazepie. Tam jest w całym Słowackim cały świat dążeń literatury naszej, odbicie przeszłości i walka wyrabiających się zasad polityczno-społecznych, prawdziwe zadanie dramatu. Gra wszystkich namiętności i charakterów przy wyszrubowanej, zimnej, stężałej formie, przeszłość i przyszłość, indywidualizm, silny rys ukraińskiej rodowości i powszechności dążeń zespolone, słowem, cały świat marzeń, czynów, życzeń, charakterów, cały talent Słowackiego w zupełnej wszechstronności masz oddany w Mazepie. To ten twór, podług którego ucharakteryzować chcemy talent Słowackiego. W Balladynie, w Lilii Wenedzie buja fantazja wieszcza w krainach fantazji i uroków, w krainach, jakie raz tylko w świecie poezji były pojawione. Przypomnijcie sobie Sen nocy letniej i Burzę największego z geniuszów Albionu; nie jest-że to świat Balladyny, Lilii? Spomnijcie sobie na kapryśną muzę Tiecka*; ile tam zachwytu i wdzięku obok koniecznych postaci, aż ckliwych prozą życia! To już jest niższe stanowisko od tego, które zajął w ślicznych natchnieniach swych Słowacki. Bo nawet komiczne postaci jego tworów mają coś poetycznego, nie mają w sobie tej zbrzydzającej życie płaskości. Ale dokądże zmierzają te dzieci uroku i wdzięków? Jaki ich cel? Jakie czyny w tych poematach wśród mnogości wypadków? Jakie potęgi, które by wznosiły poemat do wyżyny dramatu? Przeciwnie w Mazepie; tam nie tyle uroku, nie tyle poezji, więcej pełni życia, więcej dramatyczności. W Mazepie, z drugiej strony, ów natłok barw, dążeń, czynów, charakterów, resumujący w sobie cały geniusz Słowackiego, tchnie wymuszeniem, teatralnością. Mazepa przeładowany jest ogromem przedmiotu, bogactwem treści, bo i społeczno-polityczne, i indywidualne życie najsilniej w nim odbite, a forma za ubogą, za marną, forma czystej przedmiotowej maniery, zbudzającej przeszłość szlachecką nawet w mowie. Ów król, jego dworzanin Mazepa, ojciec, Zbigniew i bohaterka poematu, są to przecudne postacie, oddramatyzowane w całej pełni, zestrzelają w jedno ognisko całego Słowackiego, bo tam przypatrz się tylko, a znajdziesz wdzięków i przemiennych kaprysów pełną Balladynę, Lilię, Piasta*, znajdziesz biblijnie opowiedzianego Anhellego, Kordiana w rozmaitości barw rozpływającego się, nawet Beniowskiego, satyry i uroczej ironii wdziękiem rzucającego pociski na świat cały. Ale jak tam w całym dramacie duszno, tak w całości i pełni poematu wymuszono. Mazepa, wylany z potęgą ognia zapału, byłby pewnie jednym z najcudniejszych dramatów – dziś jest tylko pięknym. Uchwycenie zresztą kwestii socjalnej, którą w jej jednostronności, w części tylko politycznej, był już Słowacki, jakeśmy wspomnieli, naśladując Dziadów fantastycznie – dialogowaną postać w Kordianie oddał, w Mazepie nie jest dość żywotne. Ludzie tam przesiąkli duchem czasu i dlatego z nich świeci nam idea społeczna, ale nie jest ona najwyższym szczeblem, ostatecznym celem dramatu, tak jak w największym z poetów naszych, w autorze Nie-Boskiej komedii i Irydiona. W tych to dwóch poematach szczyt jest dodzisiejszego dramatu w piśmiennictwie polskim, bo one, oprócz wspomnianych już tworów, zamykają szereg prac dramatycznych wydanych poza krajem. [...]*.

Nie-Boska komedia wystawia nam walkę dzisiejszego, głównie arystokratycznego społeczeństwa z ludem. Wieszcz wybrał jedno indywiduum, hrabiego Henryka, na przedstawcę idei arystokratycznej, w nim zestrzelona jest cała potęga żywotnej siły, mogącej jeszcze w starym znajdować się świecie, i ta na pozór walczy przeciw nowo zrodzonej formie społecznej. Nie-Boska jest to hymn grobowy staremu światu, jednak jakby żal jakiś za nim przebija się w całości, bo przed zginięciem, jako płomień lampy gasnącej, rzucił jaskrawsze i mocniejsze światło, i skonał. Tym płomykiem jest hrabia Henryk. Pewien rys widoczny zwątpienia miga tu w wyobrazowaniu całej walki; tam, gdzie szło o skreślenie potęgi młodzieńczej, nowej zasady, godło całego poematu: "To be or not to be, that is the question"*, nie jest godłem postępu. Zwątpiałość o nowym porządku społeczeństwa, rzewne spojrzenie za starym, stanęłyby tu przeciw wieszczowi jako zarzuty. Ale spójrzmy raz jeszcze z wytężoną myślą. Te szczegóły nie są prawdziwym punktem wyjścia do osądzenia stanowiska wieszcza. Spokój w jego duszy burzą miotanej brakiem wyraźnego udziału w walce uspołecznień się tylko podtrzymuje. Bieg więc społeczności ma naprzód wieszcz wystawić, temu dwie pierwsze części poematu są poświęconej. [...]*

Pojęcia przeprowadzone w tych dwóch pierwszych częściach Nie-Boskiej są zupełnie prawdziwe i nader głębokie. Wieszcz wykazuje, jakie żywioły dobiły świat starego uspołecznienia, nie w tym znaczeniu, aby zgładzić miały, lecz że uczyniły mu niepodobnym przejście pod chorągiew świata młodego, pod chorągiew młodego, postępowego uspołecznienia. Przejście to mogło być podobnym, gdyby w domowe życie zamknięte stare społeczeństwo, nie tamując nowych pokoleń rozwoju, samo swej zmurszałej by istocie cios śmierci zadało. Ale oto niby poetyczne, a rzeczywiście pietystyczne żywioły unoszą świat stary z łona życia domowego w dziedzinę pozarzeczywistą, w dziedzinę zmysłowych szałów, myślenie o społeczności w nim zabijają, ale oto pycha skuszą go do bronienia zgniłych zasad przeszłości. Jest to zupełnie filozoficzne i historiozoficzne, nieskończenie ważne stanowisko, na które wieszcz Nie-Boskiej w swoim przecudnym poemacie wzbił się. W obliczu tego stanowiska ginie możność czynienia zarzutu wieszczowi Nie-Boskiej komedii o niesprzyjanie wybitne zasadom postępu, boć w obliczu historii pogląd na prawdę jest tak wysoki, że udział w jej walce nie zapałem, lecz samą się prawdą jawi.

Odtąd już walki wybitnej zasad społecznych jest Nie-Boska obrazem, jest ciągłym czynem i zwycięstwem ludowych zasad. A jeśli wódz ludu Pankracy kona spozierając na krzyż, to nie kona sprawa ludowa, tylko jej przywódca, który nie był jeszcze ideałem ewangelicznego umiłowania sprawy. Skonał więc, a w jego miejsce tchnący taką miłością, jakiej Chrystus nauczał, wstąpi cały lud w braterskości żyjący. To znaczenie wyrazów ostatnich Pankracego i Nie-Boskiej komedii: "Galilaee, vicisti"*. W nich pojęcie zupełnej reformy społecznej, którą zwycięstwo żywiołów ludowych sprawi*. [...]

Nie-Boska komedia i Irydion, te słońca dzisiejszej dramatyki polskiej, spełniają żądania, jakeśmy dla dramatu założyli: wskazują tor mającemu powstać dramatowi. Pójść on tym torem musi, a wtenczas będzie skrzydłem najdzielniejszym postępu myśli narodowej. To przyszłość dramatu polskiego.

Źródło: Idee programowe romantyków polskich. Antologia, oprac. A. Kowlaczykowa, Wrocław 1991, BN I 261.